Cześć Dziewczyny,
Każda z nas powtarzała sobie (albo wciąż jeszcze powtarza – łudząc się):
jak dorosnę, nigdy nie będę taka jak moja matka. Ja też tak mówiłam, ale nawet moja matka pewnie mówiła tak o swojej.
Oprócz tego typowego powiedzonka obiecałam sobie, że nigdy nie będę nosić panterki (chociaż w tym sezonie było szalenie trudno – zapanował przecież panterkowy szał),
nie obetnę włosów na krótko
oraz, że nie będę uważać, że wszystko, co się świeci, błyszczy, czy też ma kryształki jest piękne. I tutaj Drogie Panie poległam i dopiero moja Przyjaciółka uświadomiła mi jak duży mam problem! Ostatnio u mnie świeci się wszystko: pedicure srebrny brokat, manicure złota folia, trampki złote, torebka czerwony neonowy lakier i masa cyrkonii i świecidełek na biżuterii.
Masakra!
Muszę powiedzieć sobie STOP bo przecież obiecałam sobie coś innego, jako dziecko. A dzieci przecież widzą ten świat nieco wyraźniej.
Zanim jednak na dobre opanuję rozwój mojej błyszczącej osobowości, skusiłam się na taki kremik – no bo on tak pięknie się świecił…
CHRISTIAN LAURENTEdition de Luxe
luksusowy, diamentowy krem ujędrniająco-odmładzający, dzień/noc
Cena 64,99/50ml KUP: KLIK
Pewnie zastanawiacie się, co mnie tak skusiło w tym kartoniku? Przecież, aż tak bardzo nie wyróżnia się na tle innych produktów. No może trochę błyszczy, ale ona pisała o manii świecidełek…Hmmm….O co tu chodzi?
No to spójrzcie na ten słoiczek!
Jest absolutnie szalony, obłędny i po prostu odjechany! Naprawdę nie wiem jak to się stało, że z osoby szanującej tylko czarne ubrania stałam się brokatowym potworkiem, ale dajcie mi się jeszcze przez chwilę tym pocieszyć. No dobra, ale przejdźmy do samego kremu bo kupiłam go też z kilku innych względów 🙂 CHRISTIAN LAURENTEdition de Luxe – brzmiało na początku mocno egzotycznie, potem pomyślałam, że to jakaś mocna podróbka, (ale zaraz, zaraz) byłam w Rossmannie, a nie na osiedlowym placyku. Wzięłam go do ręki, poczytałam i wrzuciłam do koszyka.
Jeszcze tego samego dnia wieczorem nałożyłam go na swoją twarz (i tak w zasadzie nakładałam go przez jakieś dwa miesiące, rano i wieczorem). Zapach jest również bardzo przyjemny, a o samej marce przeczytajcie niżej:
Christian Laurent® to nowa, ekskluzywna marka kosmetyków do pielęgnacji twarzy i ciała powstała we współpracy dwóch laboratoriów badawczych w Polsce i we Francji, w odpowiedzi na najnowsze światowe trendy w dziedzinie pielęgnacji. Stworzona dzięki temu unikalna koncepcja wysokiej klasy kosmetyków czerpie z wyrafinowanej definicji luksusu, wykreowanej przez francuskich geniuszy nauki i pielęgnacji. Nowoczesne, przełomowe technologie, wyselekcjonowane składniki aktywne skomponowane w aksamitnych formułach o zmysłowych zapachach zapewniają pełnię niezwykłych doznań oraz olśniewające efekty pielęgnacyjne. Kompozycje zapachowe kosmetyków Christian Laurent® zostały opracowane we współpracy z wiodącymi francuskimi kreatorami ekskluzywnych nut zapachowych prosto z Grasse – światowej stolicy przemysłu perfumeryjnego.
Czas na konkrety 🙂 Krem ma aksamitną konsystencję, która szybko się wchłania i rano można po minucie nakładać makijaż. Nie wpływa na jakość makijażu, nie sprawia, że cera się świeci. Formuła kremu jest bardzo bogata, dzięki czemu twarz jest momentalnie nawilżona i ładnie wygładzona. Uważam, że po tych kilku tygodniach moja cera jest w lepszej kondycji, a ja miałam codzienną frajdę z używania tego produktu.
Moc regenerującego eliksiru młodości
-
Pył diamentowy doskonale odmładza wygląd skóry, wspomaga regenerację i subtelnie rozświetla.
-
24K złoto działa ujędrniająco i głęboko nawilża.
-
neuroPeptydy najnowszej generacji działają silnie przeciwzmarszczkowo i liftingująco.
-
Platyna wyrównuje koloryt skóry, odżywia i wygładza.
-
Resveratrol to jeden z najbardziej skutecznych antyoksydantów. Neutralizuje wolne rodniki, działa regenerująco i przeciwstarzeniowo.
Dziewczyny zdarza się Wam, że kupicie produkt ze względu na opakowanie? 🙂
Ja zrobiłam to spontanicznie i naprawdę krem okazał się strzałem w dziesiątkę. Polecam!
W sumie nigdy nie obiecywałam sobie, że będę inna niż moja mama. Wręcz przeciwne mama była dla mnie trochę idolką chciałam być taka jak ona i częściowo mi się udało. Włosów ścinać nie miałam i nie ścięłam. Tak od dziecka podcinam do stałej długości tak ponad połowę pleców ;p. Wiele rzeczy których nie lubiłam dalej nie lubię, styl nie za wiele mi się zmienił, tylko gusta kulinarne są inne (choć ever forever pierogi xD). W podstawówce powiedziałam sobie, ze napisze książkę i napisałam. Ogółem żyje w e mnie ciągle takie wewnętrzne dziecko, wiec nie wiem co Ty do mnie xD ja się nie starzeję 😛 no dobra zmarszczki w końcu się pojawią ;p kremik może być spoko, choć sam wygląd opakowania jakoś mnie nie kręci, nadal się nie błyszczę 😛
Fajnie mieć mamę za idolkę, wow! Normalnie mam ochotę ją poznać 🙂 Gratuluję książki, a miłość do pierogów podzielam 🙂
Święte słowa. Czekam na kolejny wpis 🙂
Przez wygląd kupuję jedynie ubrania, na kosmetyki zwracam na jakość, skład i ich działanie 🙂
super, skład kosmetyków ma ogromne znaczenie dla naszej cery, organizmu 🙂