Zdecydowanie nie lubię poranków, którym towarzyszy budzik. Po prostu rozsierdza mnie ten przymus wstawania o określonej godzinie. Nie wkurza mnie cel dla którego muszę wstać punktualnie tylko ten moment wybudzenia ze snu przez dzwonienie budzika. Dlatego sam budzik ustawiam najpóźniej jak się da i nigdy nie ustawiam drzemki – byłam w szoku, że mój (wtedy jeszcze) chłopak ustawia przynajmniej trzy drzemki przed budzikiem właściwym. Jak to można sobie robić? Czy to jest znęcanie się nad sobą samym? Co jest przyjemnego w nieustannym dzwonieniu budzika? Tak czy inaczej – poranki mam przećwiczone do perfekcji, a na każdą poranną czynność mam określoną ilość minut i żadnych wypadków nie przewiduję. Podziwiam ludzi, którzy wstają godzinę czy półtorej godziny przed planowanym wyjściem z domu, żeby się odpowiednio przygotować. U mnie nie ma miejsca na niezaplanowany oddech – raz w tygodniu wieszam na wieszaki zestawy ubrań do pracy, rano wyciągam dowolny i w niego wskakuję. Włosy czeszę kilka minut, a kosmetyki do porannego makijażu są ustawione w rządku i mechanicznie po nie sięgam. Śniadanie szykuję sobie wieczorem i rano wrzucam je do torebki. I tyle. Absolutnie nic więcej nie dzieje się u mnie o poranku – wstaję trzydzieści minut przed planowanym wyjściem z domu.
A dzisiaj trochę o wieczornych przyjemnościach…
O mojej miłości do maseczek czytaliście już chyba setki razy i nic, kompletnie nic się w tym temacie nie zmieniło. Absolutnie uwielbiam wieczorny relaks „z czymś” na twarzy. Od dłuższego już czasu wnikliwie czytam składy tego, co aplikuję sobie na lico, aby uniknąć podrażnień i zapychania porów. Wybieram produkty naturalne o dobrym składzie i nieposzlakowanej opinii. Takie właśnie okazał się i są maseczki Initiale. Kiedy pojawiły się u mnie w domu były dla mnie totalną nowością i jak to z nowościami bywa, musiałam najpierw przeczytać wszystko w sieci na ich temat, aby zaryzykować.
Zaryzykowałam i zdecydowanie było warto.
Maseczki, które do mnie przyjechały miały za zadanie: odżywić, obudować, rozświetlić i odmłodzić moją cerę (to ostatnie w klimacie zbliżających się urodzin.) Żadna z nich nie zawiera parabenów, chemii czy też pochodnych ropy.
Na każdej maseczce znajduje się szczegółowa instrukcja użytkowania. Krok po kroku (bez żadnego problemu) można przygotować sobie maseczkę. Najwygodniej maseczki peel-off nakłada się palcami, pamiętajcie, aby je dobrze umyć. Maseczki bardzo szybko zasychają, nie ściągając przy tym w nieprzyjemny sposób skóry. Można swobodnie pić wino i oglądać serial, czyli relaks pełną gębą 🙂
Usunięcie maseczki nie było już tak proste, ale absolutnie od zawsze mam problem z maseczkami peel-off. Jeszcze nigdy nie odkleiłam jednego płata, najczęściej odrywam po kawałeczku brudząc całą okolicę umywalki. Tym razem jednak po prostu wskoczyłam pod prysznic i całą maseczkę rozpuściłam w ciepłej wodzie. Znacznie mniej sprzątania…
Żadna z maseczek mnie nie uczuliła i żadna w żaden sposób mi się nie naraziła. Skóra już po pierwszym zabiegu była przyjemna w dotyku i dobrze nawilżona. Zdecydowanie polecam taką odnowę raz na jakiś czas. Co do nawilżenia – spokojnie, nie udało mi się osiągnąć efektu świecenia się.
Jeżeli chodzi o ilość maseczki to jedna saszetka wystarcza, aby grubą warstwą posmarować dekolt i szyję. Jeśli ktoś woli to może podzielić sobie ją na dwa dni. Pamiętajcie jednak, aby drugą część przechowywać w szczelnym pojemniku – najlepiej zdezynfekowanym. Druga ważna sprawa – w przypadku takich maseczek trzeba uważać, aby nie zabrudzić sobie włosów – jest później płacz przy usuwaniu szkód 🙁
Zdecydowanie polecam maseczki do codziennego, domowego SPA. Ich opakowanie sprawia, że wyglądają ekskluzywnie i zdecydowanie lepiej od maseczek saszetkowych dostępnych w drogeriach. To idealny pomysł na prezent dla każdej kosmetycznej maniaczki.
Takie maseczki naprawdę poprawiają cerę? Nigdy tego nie stosowałem to nie wiem. Tak w sumie podziwiam cię za odwagę że aplikujesz sobie takie mazidło na twarzyczkę. Skoro to ma pomóc to czego się nie robi dla urody.
Hahaha 🙂 Naprawdę pomagają. I to błyskawicznie 🙂
Nie znam ich jeszcze 🙂
gorąco polecam 🙂
My też poranki mamy już wyćwiczone. Mamy dwa nastawione budziki – każda swój bo jedna wstaje 10 minut wcześniej aby później w czasie makijażu i śniadania nie wchodzić sobie w drogę 😛
Maseczka wygląda trochę jak masło orzechowe xD
to dobra opcja. Tylko kto wstaje wcześniej?
oj poranne poranki są cięzkie ;D
wszystkie, które mają budzik 🙂
poranki są ciężkie, zwłaszcza ten w poniedziałek 😀
oj tak… chociaż w najbliższy poniedziałek obudzę się w Mediolanie… 🙂 ten poniedziałek będzie dobry!
Ostatnio miałam problemy z dodawaniem komentarzy,sprawdzam czy dziś już mogę?
dziś się dodają! 🙂
Fajny pomysł z tym przygotowywaniem zestawów na cały tydzień – naprawdę oszczędza czas rano – muszę wprowadzić w życie:)
lubię takie maseczki – tylko ostatnio nie mam kiedy nawet ich nałożyć- ech, matka polka na urlopie macierzyńskim;))
pozdrawiam serdecznie!
Takie zestawy naprawdę mocno zaoszczędzają czas!
Bardzo lubię maseczki. Te bym z chęcią przetestowała na ” własnej skórze” 🙂
🙂
Ja ostatnio używam maseczki z kwasami, ale w sumie dawno nie robiłam żadnej maseczki typu peel-off, więc jak mi się skończy ta którą mam, to może skorzystam z Twojej rekomendacji.
Gorąco polecam 🙂
Świetne maseczki.
🙂
Jesuuuuuu, ależ Ty wyglądasz w tej maseczce! 🙂
Ja wstaję półtora godziny przed wyjściem do pracy. I gdybym chciała Ci wymienić wszystko co robię o poranku….byłabyś zszokowana, że ogarniam 😉
Aktualnie wstaję raniutko po to, żeby iść na siłownię 😉
Półtora godziny??? MASAKRA! 😀 I rano jeszcze na siłkę – nie pojmuję jak tak można 🙂
Ma cerę mieszaną i często robię sama maseczkę z drożdży a ostatnio kupuje gotowe i faktycznie działąją 😉
Muszę spróbować z maseczką z drożdży 🙂