Cześć Kochani,
Od wielkiego majówkowego urlopu dzielą mnie już tylko 74 artykuły, kilka godzin w social media, cztery godziny szkolenia z brandingu i jedna praca na uczelnię. A później URLOP! Kiedy później? W czwartek, od 10tej rano, a co! Na wszelkie inne przeciwności losu zdaję się nie patrzeć: że niby rano jakiś katar mnie złapał, że coś tam pokaszluję, że niby jakieś zatoki! Pal licho z tym, jak urlop to urlop – nie ma opcji żeby się nie udał!
A tymczasem domowego spa część kolejna:
Maseczka z francuskiej glinki zielonej w towarzystwie maski algowej z dynią
Ja to po prostu lubię; po całym dniu nalać sobie lampkę wina, włączyć cicho muzykę i odpocząć na łóżku okryta maseczką. Kojące dwadzieścia minut, które można porównać z katharsis. Po prostu zwolnić, zaplanować kolejne godziny, dni i przemyśleć czy, aby na pewno wszystko idzie w pożądanym kierunku. Zdecydowanie polecam!
Jednak rozdrabniając te moje wieczory na części pierwsze:
Maseczka z glinki zielonej
W tej maseczce możemy odnaleźć całą gamę mikro i makro elementów: magnez, wapń, potas, sód, fosfor i kilka innych, które i tak przyznam szczerze, że nie mam pojęcia za co odpowiadają. Tak czy inaczej: przed miesiączką moja twarz, dekolt i plecy wołają o pomstę do nieba! Krostki, tłuszcz, sam tłuszcz i stany zapalne. Tutaj nawet szeroki uśmiech nie odwróci uwagi od problemu.
Wracając do sedna, wtedy właśnie sięgam po maseczki takie jak te, które mają mi ten tłuszcz ściągnąć i przy okazji też wspomóc proces gojenia stanów zapalnych. Dodatkowo glinka posiada właściwości absorbcyjne i antybakteryjne.
A po oczyszczających 20 minutach rezultat widać jak na dłoni – w zasadzie to jak na twarzy. Skóra jest dużo czystsza i mniej tłusta.
Spokojnie! Zanim zaczniecie krzyczeć: to nie jest jeszcze rozmieszana do końca glinka, po prostu się już tak upaćkałam, że zrobiłam zdjęcie, włożyłam tam palucha i doprowadziłam moją glinkę do kremowej konsystencji. (Nie moja wina, że jestem w gorącej, a w zasadzie we wrzącej wodzie kąpana.)
Ale, jak to wszystko wyglądało? Najpierw oczyściłam skórę delikatnym peelingiem, później przemyłam ją tonikiem i pozwoliłam wyschnąć. W tym czasie 10g glinki wymieszałam z 10ml wody (w jaki sposób to już wiecie z opisu powyżej). Ostatecznie gruba warstwa wylądowała na mojej twarzy, a ja wylądowałam na łóżku. Dwadzieścia minut jak zwykle minęło zbyt szybko, więc z niechęcią poszłam się umyć. No! A na sam koniec nałożyłam krem 🙂
Gorąco polecam!
Maska algowa nawilżająco – rozświetlająca
Ta maseczka mnie totalnie zachwyciła i zaskoczyła! Byłam przekonana, że wszystko potoczy się według standardowej procedury: mieszanie z wodą, maź na twarz, później maź z twarzy i jesteś piękna. Ale, było zupełnie inaczej! No dobra, nie tak zupełnie. Po prostu maź na twarzy tak się jakoś łączy i zespala, że przemienia się w maskę, którą po zabiegu jednym ruchem można zdjąć. Bardzo wygodne!
Maska z dynią spełnia kolejne zachcianki mojej skóry: bo ta w tej całej swojej różnorodności jest także naczyniowa i wrażliwa. A dynia właśnie, a w zasadzie to te wszystkie minerały, fitosterole, witaminy, beta–karoteny i inne wzmacniają ściany naczyń krwionośnych. Dodatkowo skóra staje się pełna blasku i dużo lepiej nawilżona niż przed zabiegiem.
Skład:
Ekstrakt z owoców dyni – bogate źródło cukrów i protein znanych ze swoich właściwości higroskopijnych. Zatrzymuje wilgoć w skórze..
Alginat – otrzymywany z alg morskich (głównie alg brązowych), posiada właściwości nawilżające i ochronne.
Glukoza – cukier prosty, wykazuje działanie nawilżające.
Skóra po zabiegu wyglądała na zdecydowanie bardziej zdrową i nawilżoną. Wszelkie suche skórki szczególnie w okolicy nosa po prostu zniknęły 🙂
Gorąco polecam!
Uwielbiam fundować sobie takie domowe spa 🙂 Super maski!
jesteśmy tego warte 🙂
też mam, ale inne ;D
a jakie? :d kilka różnych już używałam 😀
Muszę sobie zafundować takie maseczki,tylko jest jeden problem ja nie lubię zmywać glinki z twarzy.
tak to bardzo wygodne i umywalka się nie brudzi 🙂
A ja dzisiaj idę na relaksik do kosmetyczki, ostatnio jak byłam to o mało nie przysnęłam 🙂
mi się też to zdarza, a nagminnie jak kiedyś chodziłam do kosmetyczki!
Ech, po całym dniu, gdybym nałożyła sobie taką maseczkę, niechybnie bym zasnęła i te 20 min przerodziłoby się w…2 godziny. A po tym czasie, tą maseczkę musiałabym chyba zdzierać szpachelką 😉
hahahah 🙂 Prawdziwe Kobiety Pracujące!
Mi kiedyś bratowa zrobiła maseczkę z alg i w sumie chyba zadowolona byłam 🙂 Pewnie regularne stosowanie coś by dało 🙂
nawet jednorazowe daje dużo… spokoju i ulgi dla duszy 😀
Z tą dynią bym mogła wypróbować 😉
a polecam! właśnie dzisiaj mam zamiar walnąć sobie ją jeszcze raz 🙂
Dobrze, że tu zajrzałam, bo przypomniałaś mi o istnieniu relaksu z maseczką na buzi. Ostatnio też ciągle w biegu, a kiedy rano wstaję zaspana, słyszę od męża, że mogłam przecież wcześniej się położyć, a pewnie że mogłabym to zrobić, ale ile ciekawych spraw pozostałoby nie dokończonych (ja akurat na swoim etacie odklepuje 8 godzin, a zaczynam w pełni żyć dopiero po wyjściu z pracy). Przeczytałam kiedyś na jakimś kosmetycznym blogu, zeby do maseczki z glinki dodać kilka kropel ulubionego oleju…
O dodaniu kilku kropel olejku nie słyszałam, ale poczytam o tym, dobry pomysł.
Co do Twojego planu dnia – nawet nie wiesz jak mnie wkurza życie dla pracy i życie w ciągłym biegu. Tyle się traci!
Z chęcią wypróbowałabym tą maskę z dynią :). Zdrówka kochana ! 🙂
Czyli od jakichś ośmiu minut masz już urlop od zajęć, jeśli dobrze zrozumiałam 😉
Miłego byczenia się.
Może i z maseczką na twarzy 😉
och, ale mi ten urlop szybko zleciał :< maseczki były wczoraj wieczorem! w ruch poszła glinka 😀
W sumie domowe SPA zawsze spoko 🙂 niby facet nie powinien robić za często maseczek, ale mnie się zdarza 😛 w końcu od czegoś one są 😉
Pozdrawiam, Dawid z testandwrite.blogspot.com
ja też znam faceta, który robi sobie maseczki i jest w 100% męski 😀