To było chyba drugorzędne.
Ojciec skonał. Tak normalnie, bez szumu, w swoim łóżku. W końcu był stary.
Bez żalu, bez większych emocji, bez tęsknoty- leżał na środku pokoju, przykryty zniszczonym wełnianym kocem, pod którym miał zwyczaj sypiać.
Babka zapaliła kilka świec dookoła niego, postawiła krzyż i nastawiła rosół na stypę.
To było chyba najgorsze.
Nikt nie przymknął jego oczu, ani szczęki. Połyskiwały w tym blasku świec- żółte białka i równie żółte zęby, ojca mego.
Zszedł. Nie był złym człowiekiem, był zniszczony. Zniszczeni ludzie umierają.
Wkurzało mnie to, że leży na środku pokoju i przy tym tak bardzo śmierdzi. Za życia nie znosiłam jego zapachu, a teraz na dodatek tak strasznie cuchnie rozkładającym się mięsem.
– Matko Bosko Przenajświętszo, zmiłuj się nad nami i przyjmij w opiekę syna, brata i ojca dziatek tych- Cicho i bez wyrazu lamentowała babka, trzymając za rękę zdecydowanie już zimnego ojca.
– E! Cho no tu!- Ni stąd, ni z owąd wypaliła patrząc na mnie.
Idę, skamląc pod nosem, że mam już tego wszystkiego dosyć. Tej ciemnicy, mieszających się zapachów i ciągle przychodzących z wizytą sąsiadów. No, bo pomyślcie sami, jak strasznie musi śmierdzieć połączenie rosołu, wosku, trupa i łez.
– Jako, że to ojciec Twój i dziadek dziatek twych, tradycja mówi ino Ty zamknąć musisz mu oczy i wyjąć zęby jego, co by na pamiątkę w domu schować i co by zaległy koło zębów matki twej i babki dziatek twych. – W wielkim skupieniu i nadal ze złożonymi rękoma odrzekła babka.
Otworzyłam oczy ze zdziwienia, zaczęłam drżeć i myślę sobie, to nie możliwe, to nie może być prawda.
– No już, już, no już. Ksiądz czeka, pośpiesz się!- Zaczęła lamentować babka!
– No, nad czym ty się zastanawiasz! Dziecię kochane, Matko Bosko, pośpiesz się.- Swoim piskliwym głosem zawodzi babka nadal modląca się i nadal trzymająca ojca za ręce.
Zbliżyłam się. Odrzuciło mnie i zrobiłam krok w tył. Babka szarpnęła mnie za rękaw i niemal rzuciła do trupa. Zmrużyłam oczy, oddychałam ustami- zapach rozkładającego się mięsa jest nie do wytrzymania. Podniosłam prawą rękę i w pompatycznym blasku świec można było ujrzeć, jak drży. Do twarzy ojca przysunęłam ją dopiero po kilku sekundach, wystawiłam palec wskazujący i niczym poparzona opuściłam jego lewą powiekę. To było straszne, zimne, obrzydliwe. Wytarłam palec w spodnie. I znowu, podniosłam cholernie drążącą rękę i w jeszcze większej pompatyczności świec, lamentów, zawodów i gotującego się rosołu opuściłam prawą powiekę. Kamień spadł mi z serca- ulga. Co prawda, znowu wytarłam dłoń o spodnie. Ale, to już koniec. Ojciec udawał, że śpi. Zapobiegawczo odsunęłam się krok do tyłu.
– Matko Bosko, jeszcze zęby! Ksiądz nie będzie tyle czekał! W swojej opiece racz…- wykrzyknęła niemożliwym do wytrzymania tonem babka.
Nie wierzę. Nie wierzę, że muszę to zrobić. Nie chcę. Czemu nie ma tu mojej drugiej siostry. Nie dam sobie rady, to jest obrzydliwe. Ojciec nie żyje już od trzech dni, nie włożę mu ręki do ust i nie będę wyjmować mu zębów. Nie zrobię tego.
– Na litość Boską pospiesz się!- Nieustanie lamentowała babka, a za nią sąsiedzi i ksiądz.
Tego już za wiele, przecież mogę się sprzeciwić. Ktoś popchnął mnie do przodu. Wylądowałam z rękoma na torsie ojca. Odrzuciło mnie, a w ustach poczułam poranne śniadanie. Spojrzałam na niego. Leżał bezbronnie, a ja wciąż nie umiałam go pokochać. Nie był złym człowiekiem, był zdewastowany. Zdewastowani ludzie umierają. Wyprostowałam się, zaczerpnęłam powietrza i starałam się nie słuchać zawodzących sąsiadów, którzy stali tuż za mną. Czułam ich okropne, śmierdzące oddechy na swoim karku. Wdech, wydech, wdech, wydech. Podniosłam prawą rękę na wysokość biustu i delikatnie ją wyprostowałam. Już prawie byłam przekonana do tych pioruńskich zębów, aż nagle babka energicznie wepchała moją dłoń, którą odruchowo zamknęłam w pięść do ust ojca.
–No zrób to, litości- Skrzeczała.
Zamiast modlitw przez moją głowę przebiegła litania przekleństw. Cholera! Sztuczne zęby ojca zraniły mi dłoń. Tak strasznie piekło, momentalnie wyjęłam ją z powrotem, zęby rzuciłam o ziemie, a do wszystkich krzyknęłam: Niech Was wszystkich diabli!
———————
Ufff! Jak dobrze, że mam to już za sobą – pierwsze opowiadanie opublikowane na blogu! Więcej informacji jak zwykle na fanapage! 🙂
Enjoy!
Jedno z najbardziej zapadających w pamięć Twoich opowiadań, choć osobiście wolę kryminał.
dziękuje 🙂
Genialny tekst! 🙂
Kiedy kolejne opowiadanie? Nie mogę się doczekać! <3
hmmm… nie myślałam jeszcze nad harmonogramem ukazywania się opowiadań 🙂 pewnie za dwa tygodnie (?)
Genialne, a zarazem przerażające. 🙂
dziękuje 😉
Genialnie potrafisz przedstawić atmosferę w danej sytuacji. Czytało się łatwo i przyjemnie i tak powinno być 🙂 Gratulacje 😉
dziękuje, oblał mnie rumieniec!
uch, zapowiada się emocjonująco!
🙂
Boże, dobrze, że nie jem mięsa, bo aż mnie zemdliło. Bardzo wiarygodnie opisane 🙂 Nie, jednak jem trupy- ryby i owoce morza:) Ale chyba nie dzisiaj 🙂 Hahaha:)
hahah 🙂 „trupy” – tak bardzo w temacie 🙂 swoją drogą świetne określenie!
świetne! 🙂 czekam na kolejne opowiadanie 🙂
dziękuje 😉
O rany, a ja pomyślałam już, że to Twoja historia! Będąc nastolatką miałam trochę podobną. Otóż wychowywałam się na wsi, a tam tradycją było (zresztą w dalszym ciągu niektórzy próbują to robić), żeby zwłoki leżały minimum jedną noc w rodzinnym domu, a cała wieś przychodziła się pożegnać. No i te wszyscy ludzie na wejście całowały trupa albo w policzki albo w rękę i nas młodszych też próbowały do tego zmuszać. Ze mną nigdy im się nie udało, wolałam być wzięta „na języki” niż złożyć taki pocałunek. Nie wiem, jak dla Ciebie, ale dla mnie to byłby horror. A opowiadanie bardzo realistyczne i wciągające 🙂
o matko! umarłabym całując osobę zmarłą! dobrze, że już nie ma zwyczaju pozostawiania zwłok w mieszkaniu… to musi być straszne przeżycie…
Ciekawie się rozpoczęło 🙂 Może jakieś opowiadaniowe wtorki lub coś w ten deseń? Czekam na więcej.
Dawid z testandwrite.blogspot.com
dziękuje 🙂 raz w tygodniu? to chyba za często 🙂 raz w miesiącu?:>